W poniedziałek pojechałam taksówką za 6 zł na Sekcję Prozy do Związku. Nie była warta nawet 50 groszy. Znęcił mnie temat zebrania – sprawozdanie redaktorów Domów Wydawniczych z planu wydawniczego na rok 1951. Wydawcy oznajmili jednak, że obszerne sprawozdanie dadzą na rozszerzonym plenum Zarządu Związku, a teraz dowiedzieliśmy się tylko, że i w tej dziedzinie dotychczasowy plan nie został wykonany. Plan zdaje się w ogóle istnieć tylko po to, żeby go nie wykonywać. Wobec tego Putrament „zagaił” dyskusję ogólnikami na temat socrealizmu i w jakim stopniu obecna literatura w swych płodach ów socrealizm osiąga. Zakończył apelem do pisarzy: „Musicie wzbudzić entuzjazm dla wykonania planu sześcioletniego. Plan 6-letni może się udać tylko w atmosferze entuzjazmu. Jeśli my, pisarze, nie wzbudzimy tego entuzjazmu, to plan 6-letni się nie uda, to go nie wykonamy”. Niesłychane żałosno-komiczne jest to narzucanie literaturze roli, jakiej ona nigdy nie grała i grać nie może. Jej wartości leżą w zupełnie innej płaszczyźnie. A zarazem jest to zdumiewające przyznawanie się z góry do porażki. Plan gospodarczy, którego udanie się albo nie ma być uzależnione od literatury, to jakieś monstrualno-idiotyczne nieporozumienie.
Warszawa, 10 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2, 1950–1954; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.